Jedni rzadziej, inni częściej, ale nie da się zaprzeczyć, że wszyscy się śmiejemy. I fakt, że to robimy, jest bardzo, bardzo dziwny. Bo czym właściwie jest Śmiech? Internet i bardziej tradycyjne, to jest przestarzałe, źródła podają kilka odpowiedzi.
Znalazłem więc informację, że Śmiech to reakcja ludzkiego umysłu na absurd. I częściowo to się zgadza, bo absurd faktycznie śmieszy ludzi, ale właściwie równie często, jeśli jest zbyt odległy, albo zbyt popieprzony wywołuje tak zwane uczucie: „What the fuck?” Istnieje też inna, bardzo stara teoria mówiąca, że humor opiera się na zaskoczeniu. Pogląd ten jest wręcz antyczny, bo zdanie: „Sekret humoru tkwi w zaskoczeniu.” przypisuje się Arystotelesowi. Tylko, że jeśli idziemy ciemną uliczką i zza rogu niespodziewanie wyskoczy dwumetrowy facet z okrwawioną siekierą, to wszystkich nas to zaskoczy, ale tylko niewielka część z nas zacznie się śmiać (śmiech jako reakcja na przeżycia traumatyczne też się zdarza). Z kolei rozmaici naukowcy powiedzą nam, że kiedy się śmiejemy powstają nowe połączenia nerwowe i „rozświetlają się stare„. Ale ponownie, co z tego? Jako dziwak i geek zafascynowany nieudolnymi próbami podkręcenia własnej inteligencji wiem, że nowe powiązania między synapsami powstają też podczas tak niehumorytsycznych i jawnie nudnych czynności jak nauka… Definicję mówiącą, że śmiech jest to zespół niekontrolowanych ruchów przepony, pomijam i zostawiam bez komentarza.
Krótko mówiąc: Nikt, ale to nikt, ani filozofowie ani naukowcy ani tym bardziej komicy nie wie, dlaczego się śmiejemy. A robimy to. Spróbujcie sobie wyobrazić życie bez śmiechu. Ciężkie nie? Nieprzyjemne, szare, bezsensowne. No właśnie, trudno nam sobie wyobrazić, że moglibyśmy funkcjonować bez śmiechu. A nie jest on w żaden realny sposób konieczny do przetrwania. Wydaje się być potrzebą stojącą wysoko w piramidzie Masłowa, ale nie zdechniemy bez niego, ani nie wyginie gatunek, jak w wypadku braku seksu, ani nie popadniemy w jedną z popieprzonych chorób psychicznych, które pojawiają się, przy ekstremalnym braku bliskości innych osób. Śmiech wydaje się być jakimś błędem na trudnej drodze naszej ewolucji. Jakimś skutkiem ubocznym jakże przydatnego myślenia abstrakcyjnego. I właśnie z wywoływania tego skutku ubocznego ewolucji żyję, co jest mocno dziwne;)
Śmiech to jedno, ale istnieją też pojęcia Humor oraz Komizm. Większość ludzi, prawdopodobnie, się nad ich znaczeniem nie zastanawia i uważa je za synonimy. Podczas gdy naukowe definicje rozróżniają te dwa terminy bardzo mocno. Komizm to w dużym skrócie wszystko, co nas śmieszy. Zarówno dobrze ułożony i opowiedziany dowcip, jak i facet, który się potyka i spada ze schodów machając we wszystkie strony kończynami. Natomiast Humor to już świadome wykorzystanie Komizmu. O humorze możemy mówić, kiedy śmiech został wywołany celowo. Natomiast komizm… Komizm to na przykład brawurowo prowadzony przez Tadzia Drozdę program „Śmiechu Warte.”
Jeden z obowiązkowych etapów omawiania komedii Fredry w podstawówce, to przedstawienie przez niedouczoną i sfrustrowaną panią polonistkę pojęć komizmu sytuacyjnego, słownego i postaci (chociaż ja bym tutaj raczej mówił o humorze nie komizmie…) Pomimo, że prawdopodobnie większość z potencjalnych czytelników bloga skończyło pierwszy i obowiązkowy etap polskiej edukacji, to jednak chyba nie każdy potrafi wskazać na różnice pomiędzy tymi trzema zjawiskami. Przypuszczam, że znaczna część ludzi powiedziałaby po prostu, że komizm słowny to ten, którego główną materią nośną są słowa. Nic bardziej mylnego. Komizm słowny opiera się głównie na dwuznaczności słów lub w inny sposób na budowie samego słowa (zdarzają się żartobliwe neologizmy). Komizm słowny to nie jest wszystko, co zostało wypowiedziane i wywołało śmiech. Za pomocą mowy możemy też opisać sytuację i wtedy de facto będziemy mieli do czynienia z komizmem słowno-sytuacyjnym. (Bardzo dawno temu ktoś mi zarzucił, że wymyślam te terminy. Można mnie sprawdzić. Proszę bardzo – Danuta Butler „Polski dowcip językowy”, wydanie z 2001 roku.)
Podobnie możemy postąpić z dwoma pozostałymi typami komizmu. Gdzie się więc zaczyna, a gdzie kończy komizm sytuacyjny? Czy na przykład zamierzony, ale całkowicie kretyński slapstick to jeszcze sytuacja czy już kategoria sama w sobie? I czy komizm postaci tak naprawdę nie jest komizmem sytuacyjnym, bo postać rzadko występuje w próżni, z reguły jednak jest osadzona w takiej czy innej sytuacji?
Nie wspomnę już nawet szczególnie obszernie o tym, że rozmaici analizatorzy i eksperci wyspecjalizowani w różnych dziedzinach podają jeszcze całkowicie inne typy humoru i/lub komizmu. Niejaki Gerber (wziąłem go z książki D. Buttler i zakładam, że to nie jest ten od soczków i kaszek) wyróżnia żart obrazowy (coś w tym jest, ale temat rozwinę kiedy indziej). A znany jajcarz i trefniś jakim był Freud pisze też o dowcipie myślowym. Jak zwykle w przypadku Freuda nie mogę załapać, o co mu chodzi…
I wreszcie na koniec wspomnę o fascynującym zjawisku, jakim jest Poczucie Humoru. Kolejna dziwna i specyficzna sprawa. Bo termin ten oznacza zarówno zdolność do rozumienia przykładów komizmu (pozbawieni jej są na przykład ludzie z Zespołem Aspergera), jak i umiejętność do wymyślania żartów. Więc poczucie humoru ma zarówno pani, która się zarykuje oglądając głupią komedię, jak i komik wymyślający dwadzieścia żartów dziennie (jeśli jest dobry, to dziesięć z nich będzie śmiesznych) oraz wujek z dobrą pamięcią do dowcipów i ogromną skłonnością do opowiadania ich komukolwiek i gdziekolwiek. Stanowczo jestem za rozróżnieniem rozumienia od umiejętności wytwarzania. Chyba napiszę do Miodka i Bralczyka, żeby ogarnęli tę swoją Radę Języka Polskiego i coś z tym zrobili.
Ciężko też stwierdzić jednoznacznie, kto ma poczucie humoru (umiejętność rozumienia), a kto nie. Raz na festynie widziałem, jak tłum starszych, wiejskich pań (tzw. bab) śmiał się do rozpuku, kiedy jedna z nich, w ramach konkursu, rąbała skarpetę siekierą. Ja stałem i patrzyłem z mocnym zażenowaniem. Z kolei ja śmieję się dosyć mocno oglądając teledyski Die Antwoord. Myślę, że na widok tych durności i dziwactw, baby z kolei nie zareagowałby śmiechem, ale szeroko otwartymi oczami i czystym zdziwieniem.
Także, jeśli ktoś chce zostać teoretykiem humoru, to podstawy ma przed sobą, tudzież powyżej nosa. A czy to w czymś pomoże praktykującemu komikowi? To zależy od komika. Ja osobiście lubię rozbierać wszystko na czynniki pierwsze. Ale to ja. Spora część ludzi preferuje podejście intuicyjne i im te definicje i rozgraniczenia mogą co najwyżej zamieszać w głowie.
Zapraszam do poprzedniego posta z kategorii O Komedii.
P.S: Wiem, że w sieci jest już dużo artykułów mówiących na sucho o humorze, ale i tak zapragnąłem napisać swój.
2 komentarze do “Kilka terminów, które przydadzą się każdemu, kto planuje zostać teoretykiem kabaretu”